wtorek, 12 maja 2015

w odmetach chaosu

Podroz rozpoczela sie dzieki portalowi z o ogloszeniami gumtree.
Tam znalazlam oferte przejazdu Jacka na trasie Warszawa-Stutgartt. Jacek czesto podrozuje, bo zajmuje sie montazem i demontazem stoisk firmowych na targach w Europie.  Zdaje klucze do wynajmowanego na Wilczej mieszkania, zegnam sie wylewnie z wlascicielka - Pania Joanna, sciskam i caluje Bartka oraz druga Joanne, przyjaciol, ktorzy pomagali w wyprowadzce i pakowaniu bagazu na podroz. Wyruszamy.
Przystanek w Sochaczewie w domu Patryka, ktory pomaga Jackowi na targach. Pijemy herbate z mama i siostrami Patryka i niebawem jedziemy dalej. Rozmawiamy. Opowiadam o ideii wyjazdu na Wyspy Zielonego Przyladka. Jackowi pomysl bardzo sie  podoba i mowi, ze sam chetnie by w taka podroz wyruszyl. Jedziemy cala noc, spie smacznie na tylnym siedzeniu a nad ranem odrobine przed Stuttgartem chlopaki budza mnie i mowia, ze czas wysiadac.
Moze siodma rano, stacja benzynowa. Szukam kogos, kto podwiezie mnie w kierunku Heilbronu. Pytam kierowcow tirow stojacych na parkingu. Jednym z nich jest Waldek, ktory nie jedzie tam co ja, ale zaprasza mnie na kawe i daje kupon na sniadanie w barze na stacji.  Bo jak mowi: "tak na glodnego nie bedziesz jechac". Pijemy kawe w kabinie ciezarowki, zagryzamy croissantem i rozmawiamy. Waldek opowiada o zonie Jagodce, z ktora sa swietnie dobrani i o wnuczce Justysi. Ogladam jego zdjecia rodzinne. Tutaj Waldek z zona, a tutaj z wnusia, a tutaj na dzialce w spodniczce z tataraku i z lisciem rabarbaru na glowie :)
Podwozke az do Aachen oferuje mi Ralph inzynier zajmujacy sie serwisem urzadzen elektronicznych, bardzo czesto podrozuje. Jedzie ze mna 100 km dalej niz planowal, zeby wysadzic mnie na stacji benzynowej. W Aachen ostatnia przesiadka i kolo 16 w piatek dojezdzam na lotnisko w Brukseli. Pakuje moj dobytek na wozek lotniskowy i tutaj zaczyna sie przygoda ;)